środa, 18 września 2013

#23 Jak korzystać ze zniżek?

Tytułowe pytanie może wydać się komuś najzwyczajniej w świecie głupie. No bo jak to 'jak'? Mamy zniżkę, kupujemy coś, oszczędzamy et voila. Ale czy na pewno? Fakt otrzymania zniżki może spowodować, że nasze wydatki paradoksalnie wzrosną.

W jaki sposób? Po pierwsze, możemy potraktować zniżkę jako pretekst do nieplanowanych zakupów i kupić coś zupełnie niepotrzebnego. Ale może zdarzyć się i tak, że planujemy kupić kurtkę. Wahamy się pomiędzy kilkoma sklepami. Mamy zniżkę do H&M, więc decydujemy się na kurtkę z tego sklepu, bo okazuje się najtańsza. Zniżka wynosi aż 25%, ale możemy wykorzystać ją tylko na jedną rzecz. Niech nasza kurtka kosztuje 300 zł. Oszczędzamy 75. Bardzo dużo, prawda? Jesteśmy zadowoleni i dochodzimy do wniosku, że w takim razie możemy kupić sobie coś jeszcze. I kończymy ze spodniami za stówkę - nieplanowanymi i niepotrzebnymi jak w pierwszym przykładzie.

Wtedy, zupełnie jak w reklamie ING raczej nam się wyda, niż zaoszczędzi. Na oba wyżej opisane mechanizmy liczą firmy, które 'obdarowują' nas hojnie żniżkami na swoje produkty. I pewnie jeszcze na kilka innych - takich jak np. budowanie naszej lojalności wobec marki. Świadomość działań marketingowców jest bardzo cenna.

Podsumujmy więc, jak (mądrze) korzystać ze zniżek? Powinniśmy wykorzystywać je tylko na zaplanowane wcześniej zakupy i nie wydawać zaoszczędzonej kwoty na coś innego. Nie możemy także używać ich jako pretekstu do nieplanowanych i niepotrzebnych zakupów. Ani działać wg schematu: mam kupony do McDonald's -> jem tam 5 razy częściej niż zwykle. Ja swoje kupony mam już od około 2 tygodni i nie wykorzystałam jeszcze ani jednego. Bo do McDonald's trafiam średnio raz w miesiącu i żadne zniżki tego nie zmienią. Nie zmienią też tego, co zamówię.

wtorek, 17 września 2013

#22 Kupony rabatowe McDonald's.

Oprócz słabości do coli, mam też niestety słabość do jedzenia z McDonald's. Uwielbiam ich McWrapy, sałatki i frytki. Zaglądam tam jednak rzadko z trzech względów. Staram się dbać jak najlepiej o swoje finanse, zdrowie i figurę. Dbanie o figurę wychodzi mi zdecydowanie najgorzej;)

McDonald's często organizuje akcje promocyjne, w ramach których kupony rabatowe są dostarczane do skrzynek lub rozdawane w centrach handlowych. Jeśli jednak Wy nie dostałyście swoich, możecie pobrać je ze strony McDonald's: http://www.mcdonalds.pl/kupony/

Kupony ważne są aż do 20 października. Co dla mnie ważne, nie są to rabaty rzędu kilkunastu groszy. Czasami możemy oszczędzić nawet około 10 zł - np. kiedy zdecydujemy się kupić dwa McZestawy powiększone, które z kuponem kosztowały będą tylko 25 zł, a normalnie, w zależności od wybranych kanapek co najmniej 10 zł więcej.

niedziela, 15 września 2013

#21 Domowe jedzenie 'na wynos'.

Począwszy od jutra będę miała okazję przypomnieć sobie, jak to jest spędzać poza domem po kilkanaście godzin dziennie. Oznacza to, że jeśli czegoś nie zabiorę ze sobą, będę musiała to kupić, często słono przepłacając.

Obiecałam sobie, że postaram się jak najwięcej jedzenia przygotowywać w domu, żeby nie dopuszczać do sytuacji, w której wpadam do pierwszego z brzegu kebaba albo McDonalda w stanie pt. 'taka jestem głodna, bierz wszystkie moje pieniądze, tylko mnie nakarm: byle czym, byle dużo i szybko'. A przynajmniej, żeby nie dopuszczać do niej zbyt często;)

Odgrzeję dwa 'stare kotleciki' pod postacią przepisów, które kiedyś już zamieściłam na pewnym portalu. Sama sobie chcę przypomnieć, że łatwo i szybko można zrobić sobie coś, co będzie choćby namiastką obiadu w sytuacji, kiedy na prawdziwy nie można liczyć. A może i ktoś z Was znajdzie inspirację?








Duże zdjęcie - 'Krabowa wiosna na wynos'

Składniki na 5 porcji:

makaron [500g]
paluszki krabowe [1 op.]
ogórek zielony [1 szt.] (długi)
rzodkiewki [1 pęczek]
cytryna [1 szt.]
sól
pieprz
oliwa z oliwek

Makaron wrzucam do wrzącej, mocno osolonej wody (łyżka stołowa soli) z odrobiną oliwy z oliwek. Woda musi dokładnie zalewać makaron. Przykrywam pokrywką, zakręcam gaz i zostawiam w spokoju.

W tak zwanym międzyczasie kroję paluszki krabowe na plasterki o grubości około 1 cm, a rzodkiewki i ogórka w dużą kostkę. Ogórka obieram ze skóry, bo nie ufam tym sklepowym na tyle, by jeść je ze skórką. Jeżeli natomiast macie takiego ogórka, któremu można zaufać, to polecam po dokładnym umyciu kroić ze skórką:) Wszystkie pokrojone składniki wrzucam oczywiście do dużego pojemnika.

Makaron odcedzam w stanie bardzo al dente, zaraz jak troszkę spęcznieje i straci ostatnie oznaki surowości tj. przegryziony nie będzie miał w środku białej warstwy.

Jeżeli ktoś potrafi ostudzić makaron tak, żeby się nie posklejał, to polecam go ostudzić. Ja niestety, mimo dodatku oliwy nie potrafię.

Wrzucam makaron do pojemnika, w którym czekają już na niego pozostałe składniki.

Po przekrojeniu cytrynki na pół wyciskam z niej sok, a potem łyżeczką wydłubuję resztki miąższu. Sokiem z miąższem oczywiście polewam sałatkę. Posypuję pieprzem. Mieszam.

Sałatkę przechowuję w lodówce i zabieram ze sobą w małym pojemniczku.

Mniejsze zdjęcie - 'Błyskawiczny lunch na wynos'

Składniki na 5 porcji:

makaron penne [500 g]
groszek konserwowy [1 ] (puszka)
kukurydza konserwowa [1 ] (puszka)
parówki [5 szt.]
cytryna [1 szt.]
pieprz
sól
oliwa z oliwek

Sposób przygotowania - analogicznie do przepisu wyżej.

Składniki i przyprawy można modyfikować w zależności od upodobań. Z racji tego, że jest to 'danie', które z założenia troszkę czasu ma przetrwać bez lodówki, nie polecam używania majonezu czy jajek.

Smacznego!



piątek, 13 września 2013

#20 Zniżki w H&M.

Tak jak napisałam w jednym z poprzednich postów, H&M należy do nielicznych sieciówek, których próg przestępuję.

Dziś chciałabym się z Wami podzielić dwoma sposobami na uzyskanie rabatu w tymże sklepie.

1) 25% rabatu na jeden wybrany produkt za zapisanie się na newsletter

https://www.hm.com/pl/newsletter

U mnie wiadomości te grzecznie trafiają do SPAMu, a swoje 25% zniżki wykorzystałam z dużą radością.

2) kupon na 5 zł za oddanie reklamówki używanych ubrań

Z tego sposobu jeszcze nie korzystałam. Chodzi o oddanie w dowolnym sklepie H&M reklamówki używanych ubrań - niezależnie od ich stanu i marki. Ubrania mają być czyste. Nie są przyjmowane buty ani tekstylia domowe, takie jak ręczniki, zasłony czy obrusy.

Nie jest sprecyzowane, ile rzeczy ma znajdować się w takiej siatce - w niektórych krajach wystarczą np. 3 rzeczy. Dziennie możemy oddać 2 takie reklamówki. Bon jest ważny pół roku i może być wykorzystany przy zakupach za minimum 40 zł. Kupony nie łączą się.

Szczegóły tu: http://www.hm.com/pl/longlivefashion

Na chwilę obecną nie mam żadnych niepotrzebnych ubrań, ani nie planuję zakupów w H&M. Jeśli jednak wezmę udział w akcji - na pewno zdam szczegółową relację.

wtorek, 10 września 2013

#19 Zapisywanie wydatków.

Duże pieniądze wyciekają nam zwykle z portfela małymi porcjami. A najgorsze jest to, że żyjemy sobie w błogiej nieświadomości tego faktu, a więc zupełnie tego nie kontrolujemy.

O zapisywaniu wydatków napisano już pierdyliard razy. Napiszę i ja, ale w wersji dla leniwych. Uważam, że wystarczy jeden miesiąc skrupulatnego zapisywania wydatków. Nasze nawyki są zwykle czymś stałym i analizując ten jeden jedyny miesiąc z pewnością będziemy w stanie zastanowić się nad naszymi wydatkami w sensie ogólnym.

Od strony technicznej: polecam mieć zawsze przy sobie malutki notesik i coś do pisania. Kolekcjonujemy paragony, a jeśli nie dostajemy rachunku, to najszybciej jak to możliwe zapisujemy kwotę i rzecz, którą za to kupiliśmy. Moje notatki miały formę 'dziennika' i były dość szczegółowe, bo dodatkowo zapisywałam gramatury i marki produktów - chciałam później mieć także możliwość porównania cen w różnych miejscach.

Na dobrą sprawę cała akcja 'zapisywanie wydatków' nie wymagała ode mnie wygospodarowania dodatkowego czasu, bo dane z paragonów spisywałam np. jadąc autobusem. Pełny makijaż też potrafię wykonać w autobusie, ale to i oddzielny temat, i nie dla wszystkich powód do dumy;)

Zapisywania nie musimy zaczynać od 'pierwszego'.  Możemy zacząć dowolnego dnia i zadbać tylko o to, by notatki obejmowały pełny miesiąc. Po jego upływie notatki powinnyśmy szczegółowo przeanalizować z podziałem na kategorie i wyciągnąć wnioski... Kategorie mogą być szerokie, typu: jedzenie i napoje, a mogą być bardzo wąskie, jak u mnie np. 'cola', którą podejrzewałam o bycie przyczyną znikania moich pieniędzy.

Całkiem słusznie. (Osoby wrażliwe na niezdrowe odżywianie proszone są o zamknięcie oczu.) Dziennie potrafiłam wypić 2 litry coli. Nawet kupując colę marki własnej np. Biedronki (całkiem dobrą, swoją drogą) za 2 zł/2l, miesięcznie wydajemy 60 zł. A jeśli jesteśmy nałogowcami, jak ja, to trzeba doliczyć colę kupowaną 'na mieście', za którą trzęsacymi się na colowym głodzie rękami wydajemy kolejne kilkadziesiąt zł miesięcznie.

100 zł na colę miesięcznie? Powiedziałam sobie: dość. Paradoksalnie, nie dopuszczam do sytuacji, żeby coli w mojej lodówce nie było. Pozwala mi to na mieście powiedzieć sobie: nie przepłacaj teraz, w domu wypijesz. Ale i w domu ograniczam się dość mocno i wydatki na colę udało mi się zmniejszyć o co najmniej 70%. Analogicznie latem postępuję z lodami. Zamiast na mieście wydawać na nie codziennie po kilka złotych, zawsze mam w zamrażarce wielkie pudło.

Inny przykład? Dawno dawno temu, kiedy moja sytuacja finansowa była jeszcze dużo lepsza, na pewnym babskim forum natknęłam się na wątek typu 'ile miesięcznie wydajecie na ubrania?'. Moje pierwsze myśli? 'Jak to miesięcznie, że niby ubrania kupować co miesiąc? Ja to przecież nic sobie nie kupuję!'.

Siadłam, zaczęłam rachunek sumienia i co wyszło? Kurtka za 110 zł, torebka za 50, balerinki za 35, botki za kolejne 50, cośtam w ciucholandzie za 15, bielizna za 110, kapcie za 20. W sumie 390 zł, w ciągu jednego tylko miesiąca. A naprawdę byłam święcie przekonana, że nie wydałam nic a nic. Była to dla mnie naprawdę ogromna nauczka. Teraz wydatki ubraniowe planuję i kontroluję, ale to także materiał na osobną notkę.

Uważam, że uświadomienie sobie swoich wydatków to ogromny krok w stronę oszczędzania. Skoro największy leń na świecie, czyli ja, był w stanie przez miesiąc zapisywać wydatki, to każdy może. I serdecznie do tego zachęcam.


piątek, 6 września 2013

#18 Gotowanie wody.

Waham się czasem, czy głosić na blogu oczywiste oczywistości. Jednak obserwując otoczenie (ze szczególnym zwróceniem uwagi na swojego chłopaka, który jak w dowcipie nawet wodę potrafi przypalić) widzę, że nie wszyscy mają wpojony nawyk oszczędzania.

Dlatego też osoby wiedzące, jak oszczędnie gotować wodę proszę o pominięcie posta. Całą resztę zapraszam natomiast do przeczytania kilku prostych rad.

Tańszy w eksloatacji jest klasyczny czajnik do gotowania wody na gazie. Chodzi nie tylko o ceny gazu i prądu, ale także o 'bezawaryjność' takiego czajnika - no bo co się może w nim zepsuć?:) Może się jedynie zakamienić, ale jak wspominałam w jednym z porpzednich postów - kamień łatwo i tanio usuniemy za pomocą octu.

'Ale w elektrycznym wodę gotuje się szybciej i oszczędzamy czas' - powiedziałby ktoś. Ja kompletnie się z tym nie zgadzam, bo nie jestem osobą stojącą bezczynnie nad czajnikiem aż do zagotowania wody. Nauczyłam się już dawno, że każde kilkadziesiąt sekund można wykorzystać.

Mój czajnik to bardzo tani model, który służy mi już kilka lat. Głównym kryterium jego wyboru była mała pojemność. Błędem, który popełniamy bardzo często jest bowiem nastawianie pełnego czajnika wody podczas gdy potrzebujemy jej 300 ml na zalanie jednej herbaty. To znacznie wydłuża czas gotowania, a tym samym zużycie gazu. Dlatego nauczyłam się nastawiać tylko tyle wody, ile potrzebuję.

Dobrze też, jeśli czajnik ma korek z gwizdkiem. Po pierwsze zamknie on naczynie, zmniejszając straty ciepła i przyspieszy proces gotowania. Po drugie uwolni nas od wspomnianego wyżej sterczenia nad czajnikiem w oczekiwaniu na wodę. Analogicznie, wodę np. na makaron także gotujemy w garnku przykrytym możliwie szczelną pokrywką.